26 lipca, 2024
Felietony

Człowieczeństwo w obliczu wojny cz. 3

Trzecia odsłona opowieści o ludziach, którzy w mniejszym lub większym stopniu doświadczyli straszliwej tragedii, jaką bez wątpienia jest wojna. Dzisiejszy tekst poświęcony będzie relacjom przekazanym mi przez bezpośrednich świadków historii II Wojny Światowej

Ona

Urodziła się w 1928 roku. Jej ojciec był fornalem w majątku ziemskim, matka zajmowała się tam udojem krów. Majątek w późniejszym czasie stał się jedną z dzielnic miasta wojewódzkiego, podobnie jak żydowskie miasteczko, gdzie Ona uczęszczała do szkoły. To właśnie ze szkołą wiązały się pierwsze przykre wspomnienia z czasów II Wojny Światowej.

Nauczyciele

Niemcy postawili sobie za cel wyniszczyć polską inteligencję. Z tego powodu dwóch Jej nauczycieli zostało aresztowanych. Wysłano ich do jednego z obozów koncentracyjnych, gdzie zginęli. Rodziny otrzymały propozycje wykupu urn z ich prochami za określoną, niemałą kwotę, na co przystały. Urny przysłano, ale nikt nie był pewien, czyje prochy zawierały. Na wspomnienie o swych nauczycielach w Jej oczach zawsze pojawiały się łzy…

Konzentrationslager

W niedalekiej odległości od majątku znajdował się obóz koncentracyjny, który jako jedyny został ulokowany przez Niemców w pobliżu dużego miasta. W początkowym okresie wielu więźniów próbowało ucieczki. Szukając ratunku kierowali się głównie, nieco okrężną drogą, w stronę żydowskiego miasteczka. To właśnie na drodze łączącej majątek z miasteczkiem wielu z nich spotkać miał tragiczny los. Niemcy często urządzali tam “polowania” na ludzi. Na wzniesieniu po dawnym młynie ustawiali się z bronią i strzelali do każdego, kto akurat tamtędy przechodził. Rozrywka godna “rasy panów”…

Ona doskonale pamiętała czarny dym i swąd palonych ciał, który nad majątek przynosił północno – wschodni wiatr. Nie obce były jej też wspomnienia krzyków maltretowanych w obozie ludzi. Zdarzało się, że wiele lat po wojnie, już u schyłku życia, wybudzały Ją one ze snu…

“Wyzwolenie”

Ona wspominała zawsze, że mimo wszystkich okropności jakich dopuszczali się Niemcy w obozie, do cywili odnosili się dobrze, z kulturą. Niemiec nie wziął niczego, zanim nie poprosił i nie uzyskał zgody. Często też zostawiał coś w zamian. Niemcy ponadto zawsze starali się dbać o siebie, prezentowali się czysto i schludnie. Inaczej rzecz miała się z Rosjanami. Brudny, obdarty, często pijany obraz nędzy i rozpaczy. W Jej pamięci utkwiły zwłaszcza dwa zdarzenia z nimi związane.

Dwóch Rosjan przyszło do majątku i zażądało czegoś do jedzenia. Rozsiedli się wygodnie, a jeden z nich przykrył przy tym czapką budzik. Gdy skończyli posiłek zgarnął czapkę razem z zegarkiem i wyszedł zadowolony ze swego łupu.

Innym razem kilku Rosjan upolowało zająca. Obtoczyli go w glinie i upiekli w ognisku. Stan w jakim się znajdowali sprawił, że zając bardzo im smakował, a sierść w ogóle nie przeszkadzała.

Rosyjskie porządki

Zanim Rosjanie “posprzątali” teren obozu po Niemcach, by ulokować w nim polskich patriotów, przez pewien czas funkcjonowało rozwiązanie tymczasowe. Na podmokłym terenie okalającym żydowskie miasteczko wykopali ziemianki. Przetrzymywano tam ludzi w wodzie sięgającej do kolan. Nie pozwalano podejść do nich, by podać uwięzionym coś do jedzenia lub picia.

Jej ojciec wspominał też, że idąc do miasteczka, w pobliżu dawnych ziemianek spotkał na swojej drodze dużego, czarnego psa. Próbując go odgonić zorientował się, że znajduje się już po kolana w wodzie. Pomyślał, że to jakaś zabłąkana dusza chce go zabrać ze sobą. Jako człowiek wierzący przeżegnał się i szybko oddalił. Co ciekawe starsi mieszkańcy okolicy twierdzili, że to nie jedyne dziwne i tajemnicze zdarzenie w tym miejscu. Uznajmy to jednak za miejscowe legendy i pomińmy ten temat.

Nie ma Jej z nami już od kilku lat. Jednak to właśnie przekazywane przez Nią opowieści mocno ukształtowały mój charakter, rozbudzając we mnie zamiłowanie do historii, zwłaszcza tej lokalnej.

On

Był mężem Jej kuzynki. Pochodził z niewielkiej wsi, która w późniejszym okresie zyskała miano “partyzanckiej”. Do majątku trafił w poszukiwaniu zajęcia. Został fornalem, pracował z końmi.

Jednego dnia udał się do żydowskiego miasteczka. Po drodze zatrzymali go okupanci. Chcieli, by zakopał żywcem Żyda, którego pojmali wcześniej na łąkach. Choć groziła za to śmierć, nie zgodził się. Wtenczas Niemcy kazali Żydowi zakopać Jego. Żyd wykopał dół, a On miał się w nim położyć. Po chwili zaczęły na niego spadać grudy ziemi. Nagle, nie wiadomo skąd pojawił się ktoś, (prawdopodobnie zarządca majątku) kto zaczął rozmawiać z Niemcami i coś im tłumaczyć. Po chwili oprawcy kazali opuścić Mu dół. Jego miejsce zajął Żyd, którego jeden z hitlerowców uprzednio zastrzelił. On często wspominał te wydarzenia, bardzo je przeżył.

Obóz

W czasie okupacji jednym z obowiązków należących do fornali było dostarczanie żywności do obozu. Podczas jednej z takich zimowych wypraw coś nie spodobało się Niemcom. Rozkazali mu uklęknąć w śniegu. Pozostał w tej pozycji przez dłuższy czas, dopóki nie zaspokoił w oprawcach ich chorej żądzy upodlenia drugiego człowieka. Dawniej zimy były srogie, ta sytuacja mocno odbiła się na jego zdrowiu.

Magazyn

W okolicy, z której pochodził pełno było partyzantów. Znał się z tymi ludźmi doskonale, byli to jego sąsiedzi, koledzy. Postanowił jakoś im pomagać. W tym celu magazynował dla nich amunicję i broń zdobytą gdzieś sobie tylko znanym sposobem. Ukrywał ten cały arsenał w sianie. Wszystko szło dobrze, dopóki w stajnię nie uderzył piorun. W całej okolicy słychać było huk wybuchających od temperatury pocisków. Zbiegli się zaalarmowani Niemcy. On sam do końca nie wiedział, jakim cudem uszło mu to wtedy na sucho. Podobno istnieją nawet na ten temat jakieś dokumenty, niestety dotąd nie udało mi się do nich dotrzeć.

Partyzanci

Dwóch jego kolegów – partyzantów – miało za zadanie przetransportować broń z wioski do miasta. Gdzieś w okolicy majątku zatrzymał ich patrol niemieckiej żandarmerii. Podjęli nierówną walkę, podczas której obaj polegli. Bardzo przeżył ich śmierć i często wspominał to tragiczne wydarzenie.

Jego również nie ma już wśród nas. Jednakże opowieści, które słyszałem będąc jeszcze dzieckiem i późniejsze dotyczące Jego osoby również miały znaczący wpływ na ukształtowanie mojego światopoglądu.

Podróże małe i duże

Jedną z moich pasji od lat pozostaje grobownictwo. W ciepłych miesiącach wsiadam na motorower i przemierzam okolicę, odwiedzając cmentarze wojenne i zapomniane mogiły. Taka forma aktywności sprawia, że często zdarza mi się uciąć pogawędkę z “tubylcami”. Poniżej kilka relacji, które udało mi się uzyskać podczas takich wypraw:

Krawiec

W jednej z wiosek ukrywał się żydowski krawiec z sąsiedniej miejscowości. Miał ze sobą tajemniczą szkatułkę. To właśnie ona przyniosła mu zgubę. Członkowie bandy grasującej w okolicy byli przekonani, że Żyd przechowuje w niej pieniądze lub inne kosztowności. Pojmali go, wyprowadzili do zagajnika i tam zastrzelili. Po otwarciu szkatułki okazało się, że jej zawartość stanowią igły, nici, naparstki i inne przybory potrzebne krawcowi. Dla Żyda były skarbem, dla bandytów czymś bezwartościowym. Tak niewiele było wtedy trzeba, by stracić życie…

Odwet

Konny patrol rosyjski spotkał na drodze Niemca i go zastrzelił. Ciało Niemca pozostawili przy głównym trakcie, tuż obok skrzyżowania z polną drogą biegnącą przez wąwóz. Po jakimś czasie jeden z miejscowych postanowił zorganizować “pochówek”. Zaciągnął zwłoki do wąwozu i zakopał w ten sposób, że z ziemi wystawała ręka. Chwalił się później, że zrobił to celowo. Według jego założeń ludzie jeżdżący tamtędy wozami mieli rozjeżdżać mogiłę okupanta. Wiele lat później szukaliśmy tego grobu, jednak bezskutecznie. Niedawno zresztą na drodze położono asfalt, więc podejrzewam, że kości zostały przez lata wypłukane i po mogile nie pozostał żaden ślad.

Fotografia

Dwóch wycofujących się już młodych, około 30-letnich Niemców, z jakiegoś powodu postanowiło odwiedzić kowala. Ktoś, kto zauważył ten fakt, bezzwłocznie powiadomił miejscową placówkę Batalionów Chłopskich. Zorganizowano zasadzkę. Partyzanci ukryli się w dole po kartoflach. Niemcy wyczuli pismo nosem i salwowali się ucieczką przez pobliskie pola w stronę sąsiedniej wsi. Wtedy z tamtej strony padły strzały. Dowódca BCh- owców rozkazał jednak brać hitlerowców żywcem. Żołnierze w mundurach koloru feldgrau nie widząc szans na ratunek poddali się. Zabrano im broń i odprowadzono do pobliskiej stodoły.

Nazajutrz postanowiono przekazać ich Rosjanom. Po doprowadzeniu ich na miejsce zostali poddani szczegółowej rewizji. W bucie jednego z nich natrafiono na fotografię obrazującą zbrodnie popełnione przez hitlerowców na wschodzie. Po przesłuchaniu wyprowadzono ich na łąkę. Nie strzelano do nich. Rozprawiono się z nimi przy użyciu noża do owoców znalezionego u jednego z nich. Zabroniono ich pochować. Po około tygodniu zrobili to jednak miejscowi. Na grobie posadzono krzew dzikiej róży. Tej mogiły również szukaliśmy. Krzak dzikiej róży rzeczywiście rośnie we wskazanym miejscu.

Od autora

Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które miało możliwość rozmawiać z bezpośrednimi świadkami historii II Wojny Światowej. Skrzętnie z tego korzystając, nauczyłem się kilku rzeczy. Świadkowie historii często zapytani, co zjedli dziś na śniadanie, niejednokrotnie nie potrafią udzielić odpowiedzi. Opowiadając jednak o wydarzeniach z młodości pamiętają nierzadko każdy, z pozoru nieistotny, szczegół. To pokazuje, jakie piętno odcisnęła na nich wojna. Kolejną lekcją, jaką od nich dostałem było to, aby doceniać to co mam. Żyję w wolnym kraju, mam dach nad głową, co jeść, rodzinę i przyjaciół, mogę się kształcić, pracować, rozwijać. Ich młodość naznaczona była często biedą i poniewierką, niepewnością jutra. Pokazali mi, że patriotyzm nosi się przede wszystkim w sercu. Cierpieli, przelewali krew w imię ideałów, bez cienia skargi, najważniejsza była Polska.

Jako najcenniejszą naukę uważam jednak umiejętność przebaczenia. To właśnie świadkowie historii uświadomili mi, że szacunek do drugiego człowieka nie rozróżnia narodowości, pochodzenia, koloru munduru. Poszanowanie i pamięć należą się każdemu, kto na ołtarzu historii złożył najwyższą ofiarę.

Ciąg dalszy nastąpi

Autor: Piotr Zarośliński

Fot: Agnieszka Pawluczuk

1 Comment

  • Monika Barczak 5 lutego, 2024

    Witam, mój ojciec urodzony był w roku 1025 na Wołyniu w panieńskiej rodzinie, jak wybuchła wojna, wraz z matką zostali przewiezieni do Niemiec i dostali książeczki pracownicze. Ja się urodziłam w Lublinie w roku 1975, ale ojciec nigdy nie chciał rozmawiać o tamtych czasach … szkoda. Wiem, że Rosjanie aresztowali go i był więźniem na zamku lub. Może można jakąś z tamtych czasów zdobyć informację?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *