Opowieść jednej z mieszkanek miasta na wschodzie Ukrainy, które mocno ucierpiało w trwającym konflikcie zbrojnym.
Obudziłam się do pracy. W oddali usłyszałam wybuchy. Pomyślałam, że to młodzież strzela petardami. Ogarnął mnie niepokój. Pierwsze tygodnie były po prostu straszne. Nie wiadomo było co robić i dokąd uciekać. Na ulicy było przerażająco, wokół słychać było wybuchy, wszędzie kolejki… Wierzono, że to musi szybko się skończyć. Ulice były puste i szare.
Trudności dnia codziennego
Trudności było bardzo wiele. Nie można było kupić żywności, wody. Schronu były słabo wyposażone, a ludzi w nich bardzo dużo. Niektórych nawet wyrzucano, tłumacząc to brakiem miejsc.
Dziś jest woda, sklepy działają, nikt nie chowa się w schronach. Nie ma sensu, nie zdążymy. Rakieta dolatuje w czterdzieści sekund. W takich sytuacjach pojawia się nieopisany strach. Rakieta leci na twoje miasto i nikt nie wie, w którym miejscu nastąpi eksplozja.
Niepewność
Sytuacja każdego dnia jest inna. Ktoś wyjechał do innego miasta, ktoś inny za granicę, jeszcze inny został w domu. Nie każdy może uciec w bezpieczne miejsce. W tej chwili straszne są tylko bombardowania. Straszna sytuacja, nie wiadomo gdzie wyląduje rakieta, jakie szkody poczyni. Syreny wyją po eksplozjach.
Marzenia
Marzymy o pokoju i zwycięstwie. Wierzymy, że Ukraina zwycięży i wszystkie zniszczenia zostaną odbudowane. Wzejdzie słońce i nasz kraj wzejdzie, będziemy żyć lepiej niż wcześniej.
Autor: Piotr Zarośliński
Fot. Canva