O niezwykłym depozycie odnalezionym przez Patryka Chmielewskiego na terenie gminy Wojciechowice w tekście poniżej
27 marca 2024 roku Patryk Chmielewski (znany jako Profesor Detektorysta) udał się z wykrywaczem metali na poszukiwania, które prowadzi za zgodą Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Kielcach, Delegatury w Sandomierzu. Nie wiedział jeszcze, że to wyjście w teren zaowocuje odkryciem, które dla większości poszukiwaczy skarbów i archeologów pozostaje jedynie w sferze marzeń.
Głęboki sygnał
Poszukiwacz systematycznie przeczesywał niewielkie pole położone w gminie Wojciechowice. Nieopodal jego granicy, w pobliżu drzew, detektor wskazał cichy, głęboki, dość spory sygnał. Po sprawdzeniu go na głębokości około 60 cm, już pod warstwą orną, zaczęły pojawiać się pierwsze żelazne elementy, które okazały się być… zbroją husarską!
Zgłoszenie i podjęcie znaleziska
Znalazca o swoim odkryciu niezwłocznie powiadomił WUOZ Kielce, Delegatura w Sandomierzu. Urzędnicy po zapoznaniu się ze sprawą wyrazili zgodę na podjęcie depozytu. Na głębokości 62-73 cm pod powierzchnią ziemi, ułożone jedne na drugich, znajdowały się szyszak (hełm), karwasze (chroniące przedramiona), obojczyk (jego zadaniem było zabezpieczenie obojczyków i szyi), okrągłe umbo stanowiące ochronę pleców, oraz “łuski” będące elementami naramienników. Staranne ułożenie poszczególnych części zbroi wskazywało na celowe zdeponowanie przedmiotów.
Zarówno sam wykop jak i towarzyszące mu pomiary, opis i dokumentacja fotograficzna zostały wykonane w sposób poprawny. Upewniono się, iż zbroi nie towarzyszą fragmenty kostne czy ceramiczne. Następnego dnia zabytkowe przedmioty przekazane zostały na ręce dr Marka Florka z sandomierskiej Delegatury WUOZ Kielce.
Dalsze losy zabytku
W najbliższym czasie zbroja trafi do Krakowa, gdzie jej poszczególne elementy zostaną poddane niezbędnej konserwacji i badaniom. Po ich zakończeniu eksponat najprawdopodobniej zasili zbiory Muzeum Zamkowego w Sandomierzu.
Duma i chwała oręża polskiego
Husaria była elitarną formacją zbrojną Rzeczypospolitej. Została sformowana w 1503 roku (z tego roku pochodzą pierwsze zapisy o czterech husarzach). W początkowej fazie była lekką kawalerią, która w ciężką jazdę przekształciła się dopiero za panowania króla Stefana Batorego. Przez 125 lat nie przegrała żadnej bitwy. W szeregach wroga siała strach i panikę. Niestraszne jej były wielokrotnie liczniejsze siły przeciwnika. Największe zwycięstwa husarii miały miejsce w bitwach pod Kircholmem, Kłuszynem, Chocimiem i Wiedniem.
Do początku XVII wieku husaria budziła powszechny podziw i szacunek. W połowie stulecia dyscyplina i morale formacji zaczęły jednak upadać, a szlachta bardziej niż walką zaczęła interesować się dostatnim życiem. Siły nieprzyjaciela zaczęły wyciągać wnioski z porażek, stosując strategię polegającą na unikaniu walki w otwartym polu, co pozbawiało husarię jej największej siły. Przypieczętowaniem losów tej najbardziej elitarnej jazdy świata stał się upadek ekonomiczny średniej szlachty. Wojownicy musieli sami finansować swoje uzbrojenie i wyposażenie, co skutkowało zmniejszaniem liczebności tej wyjątkowej formacji.Ostatecznie w 1775 roku husaria została rozwiązana ustawą sejmu i przekształcona w Kawalerię Narodową.
Bogata historia regionu pozwala na snucie wielu teorii dotyczących depozytu
W Bidzinach leżących w gm. Wojciechowice urodził się Stefan Bidziński herbu Janina, wojewoda sandomierski, strażnik koronny. Od młodzieńczych lat służył w wojsku. Podczas bitwy pod Korsuniem, stoczonej w 1648 roku z buntownikami Bohdana Chmielnickiego, dostał się do niewoli tatarskiej.Podczas wojny z carem w 1664 roku uczestniczył w wyprawie pod Moskwę. W czasie rokoszu Jerzego Lubomirskiego opowiedział się po stronie króla, odnosząc ranę w bitwie pod Częstochową w 1665 roku. Za panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego zajmował się głównie zwalczaniem najazdów tatarskich. Był zwolennikiem hetmana Jana Sobieskiego.W 1671 roku uczestniczył w bitwach pod Kalnikiem i Bracławiem, w następnym roku brał udział w wyprawie Sobieskiego na czambuły tatarskie. W 1673 roku walczył pod Chocimiem, gdzie omal nie zginął: podczas pościgu za uciekającymi Turkami runął ze skały do jaru Dniestru.
Na odsiecz wiedeńską w 1683 roku wyruszył z własnymi chorągwiami: pancerną i wołoską oraz regimentem dragonii. Stał się jednym ze sprawców klęski w pierwszej bitwie pod Parkanami w 1683 roku, kiedy to bez odpowiedniego rozpoznania rozpoczął walkę z Turkami.Od 1685 roku jako kasztelan, a następnie wojewoda sandomierski zasiadał w senacie. Wartym odnotowania faktem jest ponadto przekazanie przez niego niebagatelnej kwoty stu tysięcy złotych na wykup jeńców sandomierskich. Należał, obok Marka Matczyńskiego i Stanisława Antoniego Szczuki, do grona trzech najbardziej oddanych królowi Janowi III Sobieskiemu osób. Po jego śmierci niemal całkowicie wycofał się z życia publicznego.Stefan Bidziński h. Janina zmarł 1 lutego 1704 roku przeżywszy 84 lata. Został pochowany w ufundowanej przez siebie kaplicy klasztoru Reformatów w Kątach Starych koło Stopnicy.
W latach 1606–1607 doszło do rokoszu Zebrzydowskiego, zwanego również sandomierskim. Katolicy, protestanci, magnateria i szlachta walczyli o zabranie monarsze prawa rozdawnictwa zwolnionych urzędów i zmuszenia go do wygnania jezuitów i cudzoziemców. W 1606 roku w pobliskim Ożarowie obozował jeden z przywódców buntu – Mikołaj Zebrzydowski, a przez okolicę przechodzili ścigający rokoszan król Zygmunt III Waza i hetman Stanisław Żółkiewski.
Podczas wojennej zawieruchy zbroja mogła również zostać skradziona ze zbiorów należących do któregoś z okolicznych dworów.
Istnieje również prawdopodobieństwo, iż pozbyto się jej jako rzeczy bezwartościowej. W XVIII wieku szlachta przestała cenić to, czym wcześniej się szczyciła. Dziś możemy wyobrazić sobie zbroję husarską przechowywaną z pokolenia na pokolenie jak relikwię, tymczasem szlachta za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego miała zupełnie inny stosunek do tego typu pamiątek z przeszłości.
Czy nasze teorie dotyczące pochodzenia depozytu mogą mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości? Być może. Nie jesteśmy jednak w stanie tego z całą pewnością zweryfikować.
Komentarz znalazcy
“Nie od razu dotarło do mnie, co znalazłem. Zrozumiałem, z czym mam do czynienia po konsultacji ze znajomymi, jak rzadkie i niesamowite jest to znalezisko. Nie da się opisać, nazwać tego uczucia. Właśnie tego dnia minęło pięć lat, odkąd zająłem się poszukiwaniami, nie mogłem wyobrazić sobie lepszego prezentu na rocznicę. Jestem bardzo szczęśliwy, to moje pierwsze takie znalezisko. Zawsze myślałem, że gdy trafię na jakiś depozyt, to będą to elementy brązu, dzbanuszek z monetami, jednak nie przeszło mi nawet przez myśl, że może to być zbroja. Bez wątpienia jest to najważniejszy dzień w mojej karierze poszukiwacza” – powiedział Patryk Chmielewski.
Obopólne korzyści
Dr Marek Florek, archeolog z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Kielcach, Delegatura w Sandomierzu w rozmowie z redakcją powiedział: “Nie przypominam sobie, by kiedyś doszło do podobnego odkrycia”. Dodał też: “Poszukiwacze są. Przy odpowiedniej współpracy i kontroli urzędów konserwatorskich przynosi to obopólne korzyści”.
Autor: Piotr Zarośliński