18 października, 2024
Felietony

Wojna płci

Przez wiele lat kobiety walczyły o prawo do głosu, o prawo do głosowania, czy też do piastowania urzędów, które były przypisane tylko mężczyznom. I ta walka była jak najbardziej potrzebna. Feminizm w swoim założeniu był jak najbardziej słuszny, jednak obecnie przybiera on dość specyficzną formę. Ruch ten tak bardzo stara się „wymusić” równość płci, że zapomina o fundamentalnych różnicach, wynikających chociażby z samej genetyki.

Dlaczego mamy na siłę udowadniać, że jesteśmy tak samo silne (fizycznie) jak mężczyźni, skoro uwarunkowania biologiczne temu zaprzeczają. Ta różnica wybija się chociażby w sporcie. Kobiety osiągają słabsze wyniki w pływaniu, czy w bieganiu. Co oczywiście nie oznacza, że są gorsze w ogólnym znaczeniu tego słowa – ale słabsze (fizycznie) już tak. 

Jednak come on! My wcale nie musimy we wszystkich kwestiach być równe mężczyznom, bo właśnie te różnice czynią nas wyjątkowymi. Nie musimy na siłę „odziewać spodni” i pokazywać całemu światu, że mężczyzna to jedno wielkie chodzące zło, i jesteśmy samowystarczalne. Co prawda, postęp nauki i medycyny w pewnych kwestiach to umożliwia. Nie potrzebujemy bezpośredniego kontaktu fizycznego z mężczyzną, aby posiadać potomstwo. Wystarczy w tej kwestii udać się do banku spermy, jednak tę spermę skądś i tak muszą pozyskać.

Kościół także nieco spaczył obraz płci, i poszedł w stronę patriarchatu. Jednak z Biblii wprost wynika, że kobiety są równe mężczyznom, i żadna płeć nie jest kompletna bez drugiej.

Więc jak bardzo byśmy nie chciały udziału mężczyzny w naszym życiu, to i tak jest on niezbędny, chociażby dla przetrwania naszego gatunku.

Powinniśmy dostrzegać różnice między nami, i pielęgnować to w czym jesteśmy dobrzy. Z płcią przeciwną należy się po prostu się uzupełniać, a nie walczyć – bo to walka z wiatrakami. 

Autor: Daria Przystał

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *